|
| Dlaczego nie może istnieć i powszechnie funkcjonować polski znak bezpieczeństwa wyrobów "B"?! Cywilizowane europejskie rynki artykułów powszechnego użytku od lat wypracowały i głęboko utrwaliły w świadomości użytkowników i handlowców towarowe znaki jakości pozwalające w szybki jednoznaczny sposób ocenić podstawowe cechy wyrobów, a zwłaszcza cechę krytyczną jaką jest bezpieczeństwo użytkowania. |
| | Systemy znaków jakości budowane latami przy znacznym udziale administracji rządowej, organizacji konsumenckich, laboratoriów badawczych i jednostek certyfikujących funkcjonują m.in. w większości krajów Wspólnoty Europejskiej. System taki też istniał w kraju do dnia wejścia do Unii Europejskiej tj. do 30.04.2004 r.
Niestety, w ramach tzw. synchronizacji prawa i biurokratycznych wymogów Brukseli oraz uległych postaw administracji rządowej działającej pod presją czasu, krajowy znak bezpieczeństwa użytkowania „B” złożono na unijnym ołtarzyku. Na nic się zdały szerokie przeciwdziałania środowisk projakościowych, próbujące uratować znak „B” jako dobrowolny znak bezpieczeństwa użytkowania, funkcjonujący równolegle z niewiele znaczącym dla wielu grup wyrobów unijnym oznaczeniem CE. Problem dotyczy m.in. całej gamy wyrobów elektronicznych.
Rezygnując ze znaku „B” w większości przypadków zrezygnowano również z niezależnych badań wyrobów i nadzoru nad nimi, prowadzonego przez sieć jednostek certyfikujących. Negatywne skutki tego kroku dla poszczególnych grup wyrobów, a zwłaszcza tych importowanych z Dalekiego Wschodu są znaczące. Występuje powszechne zjawisko oznaczania znakiem CE wyrobów i wystawiania deklaracji zgodności bez merytorycznego uzasadnienia. Już wielu wprowadzających wyroby na rynek nauczyło się tak wystawiać deklaracje aby wyspecjalizowane organy nadzoru poprzestały na formalnym, a nie merytorycznym poziomie kontroli wyrobów i ich dokumentacji. Zresztą ocena tej skomplikowanej materii nie jest sprawą prostą i trudno przy powierzchownym poziomie kontroli, bez stosownej wysoce specjalizowanej wiedzy i bazy, taką kontrolę skutecznie i wiarygodnie przeprowadzić.
W wielu innych krajach Unii Europejskiej, niezależnie od systemu oceny zgodności i oznaczenia CE, który w znacznym procencie bazuje na wewnętzrnej kontroli i samoocenie, całkiem dobrze funkcjonują różnorakie systemy wspierające, pozwalające nabywcy łatwo odróżnić wyroby sprawdzane i nadzorowane pod względem bezpieczeństwa użytkowania od pozostałych, w dużym stopniu li tylko standardowo oznaczonych znakiem CE.
Takie systemy istnieją m.in.w: Niemczech, Grecji, Słowacji, Irlandii, na Węgrzech, w Finlandii, we Włoszech, w Holandii, Portugalii, Wielkiej Brytanii, Austrii, we Francji oraz nie należącej do Unii Szwajcarii,
Stosunkowo najbardziej popularny i głęboko zakorzeniony w narodowych tradyciach i mentalności klientów jest niemiecki system znaku GS - Geprüfte Sicherheit. Już pobieżna analiza systemu i jego umocowania prawnego pozwala stwierdzić, że podstawy prawne oparte są na niemieckiej ustawie wprowadzającej równoległe oznaczenie CE i znak GS. Absolutnie nie widać aby oznaczenie CE „gryzło się” ze znakiem GS. Niestety, w naszej krajowej administracji powszechnie funkcjonuje fałszywe przekonanie o kolizji oznaczenia CE i znaku „B”. Znak GS nadawany przez niezależną stronę trzecią jest niezbędną informacją dla nabywcy, bez której rynek byłby całkowicie rozregulowany.
Przyjmując to, co się na rynku krajowym stało z obligatoryjnym znakiem „B” jako historyczny fakt, nad którym dzisiaj nie warto szerzej się rozwodzić, warto zastanowić się, czego dalej należałoby w tym obszarze dokonać. Wiele jednostek certyfikujących wyroby podjęło indywidualne działania w kierunku ochrony i promocji różnorakich form znaku „B”. Jednak wszystkie te działania nie mogą przynieść spodziewanych rezultatów z uwagi na ich rozdrobnienie i niekiedy wzajemnie sprzeczności. Niektóre jednostki związane z poszczególnymi branżami podjęły takie działania grupując siły i środki. Stosunkowo najbardziej skoordynowane działania w tym zakresie podjęło w ramach porozumienia blisko 30 jednostek certyfikujących wyroby, Polskie Stowarzyszenie na rzecz Badań Technicznych i Atestacji. Są to działania środowisk projakościowych niestety bez wyraźnego wsparcia administracji rządowej i bez silnych podstaw prawnych.
Stowarzyszenie przedstawiło koordynatorowi systemu oceny zgodności, jakim jest Ministerstwo Gospodarki, wydaje się rozsądne propozycje wyjścia z impasu. Propozycja polega na włączeniu, na wzór ustawy niemieckiej, zapisów związanych z dobrowolnym znakiem towarowym gwarancyjnym „B” do nowelizowanej ustawy o ocenie zgodności. Wstępna zgoda władnej do rozpoczęcia działań administracji bez dalszych konkretów wydaje się grą na zwłokę. W związku z istniejącą sytuacją rodzą się pytania:
Czyżbyśmy jeszcze nie ochłonęli od poddańczych działań przedakcesyjnych i nie potrafimy prowadzić własnej stosownej polityki projakościowej?
Czyżby komuś zależało na całkowitej likwidacji sieci krajowych laboratoriów badawczych i jednostek certyfikujących?
Czyżby wszystkie czynności związane z badaniami i oceną zgodności miały przejąć zainstalowane w kraju filie zachodnich jednostek?
Czyżby rynek krajowy nie powinien być lepiej nadzorowany pod kątem bezpieczeństwa użytkowania oferowanych wyrobów?
Czyżby polski konsument musiał być narażony i zwodzony przez niewiele znaczące oznaczenie CE i nieprawdziwe deklaracje?
Czyżby ogarnęła nas kompletna niemoc? | | Dalsze informacje... | 2006-01-31 ELTEST Marek Jewtuch |
|
|
|
|
|
|
|